W ostatni piątek wybralśmy się do Czech. Naszym celem był trial Zaklety kun, znajdujący się koło miejscowości Bestviny, w lesie Halin. Nazwa wzięła się stąd, że las, w którym ukryte zostały kesze, kształtem przypomina koński łeb. Cała seria składa się z 21 skrytek (20 tradycyjnych i 1 bonusowa).
Kiedy wyruszyliśmy na poszukiwanie pierwszej, pogoda była idealna. Świeciło słońce, wiał lekki wiaterek, więc nie było zbyt gorąco. Miała to być prosta, szybka seria, która miała nam zająć maksymalnie 3 godziny.
Problem pojawił się już przy pierwszym keszu. Opis wszystkich skrytek był wyłącznie w języku czeskim. Duża ilość drzew również nie ułatwiała zadania – GPS nieco wariował. Jednak po znalezieniu skrytki, poznaniu sposobu maskowania i domyśleniu się, co oznaczają poszczególne wyrazy w podpowiedziach, ruszyliśmy dalej. Kolejne skrytki to była zwykła formalność. Wszystko szło zgodnie z planem. Aż do skrytki nr 14.
Momentalnie zrobiło się ciemno. Gęste drzewa i granatowe chmury, które w sekundę zebrały się nad lasem, sprawiły, że nawet latarka nie dawała rady. Na nasze nieszczęście zaczęło grzmieć. Teren podmokły, ciemny, gęsty las właściwie bez wyznaczonych ścieżek, a do tego stare, spróchniałe drzewa i błyskawice w oddali. Po za lasem znowu, ogromny teren otwarty – pola, na których to my bylibyśmy najwyższym punktem.
W mniej niż sekundę musieliśmy podjąć decyzję, co robimy dalej. Zaczęliśmy biec, tylko gdzie – czy biegniemy do jakiejś zabudowy, którą mijaliśmy przy keszu nr 12: byli tam ludzie, była w miarę blisko (ale wiązało się to wbiegnięcie w środek burzy), czy biegniemy na przełaj w stronę kesza nr 1: dłuższa droga, ale w przeciwną stronę do burzy (no i blisko było do zaparkowanego auta). Wybraliśmy opcję nr 2.
Nie wiadomo kiedy burza znalazła się tuż nad nami. Zagrzmiało, błysnęło się i znowu zagrzmiało. DOKŁADNIE NAD NAMI. Ogólnie nie boję się burzy, ale w tej sytuacji lekko spanikowałam. W głowie krążyły mi różne dziwne myśli: czy w razie czego 112 tutaj zadziała i czy ten ktoś, kto odbierze zna angielski. Zdecydowanie nie było nam do śmiechu. Uciekając, pobiliśmy chyba wszystkie możliwe rekordy prędkości. Wybiegliśmy z lasu i zauważyliśmy, że przestało padać. Na ostatniej prostej poczuliśmy się już w miarę bezpiecznie. Burza poszła w drugą stronę.
Idąc szybkim krokiem dotarliśmy do auta. Tam chwilę siedzieliśmy, odpoczywając fizycznie i psychicznie od tego, co się przed chwilą wydarzyło. Poszukiwania pozostałych skrytek przełożyliśmy na „kiedyś”.
Wiem, że brzmi to jak scenariusz jakiegoś filmu, ale to wszystko wydarzyło się naprawdę. Gdyby Tomek nie zachował zimnej krwi, nie wiem, co bym zrobiła. Ja tylko biegłam za nim i starałam się nic nie mówić.
[Edit: Seria została zarchiwizowana.]
Mapa
Loading map...
p