Śniadanie
Pierwsze śniadanie na Malcie zjedliśmy zaraz po przyjeździe z lotniska. Do zameldowania się w hotelu mieliśmy jeszcze kilka godzin, więc postanowiliśmy najpierw coś zjeść, a następnie przejść się na zapoznawczy spacer po Bugibbie. Na pierwszy ogień poszła pizza Maltija, czyli pizza ze składnikami produkowanymi i uprawianymi na Malcie: maltańską kiełbasą, serem kozim, pomidorami, rozmarynem i czosnkiem.
Kolejnym typem śniadania były śniadania angielskie. Ze względu na sporą liczbę turystów z Anglii prawie każda restauracja serwowała właśnie taki rodzaj porannego posiłku, składający się z jajek sadzonych, kiełbasek, pomidorów, bekonu, fasolki w sosie, tostów z masłem oraz kubka kawy lub herbaty.
Jedliśmy także typowe włoskie śniadanie, czyli słodki rogalik z czekoladą, popijając go cappuccino.
Jeżeli mieliśmy ochotę na coś lżejszego lub mniej słodkiego, na śniadanie jedliśmy rzeczy, które uznawane były za przekąski. Naszym faworytem był prostokątny kawałek domowej pizzy na puszystym cieście, który sprzedawali w „Pastizzeriach”.
Obiadokolacja
Na Malcie dania główne zawsze podawane są z dodatkami – chlebkiem maltańskim, frytkami lub ziemniakami oraz warzywami. Spróbowaliśmy między innymi: lampuki (rodzaj ryby, występującej licznie w pobliżu wysp maltańskich), risotto z owocami morza oraz fenka, który stanowił nasz ostatni posiłek na Malcie. Fenek, czyli królik, to jedna z
tradycyjnych maltańskich potraw. Można go zamówić prawie w każdej restauracji, w różnej postaci i różnie przyrządzonego (pieczony, duszony, gotowany, z kością lub bez, nadziewany itd.). My wybraliśmy roladki z królika kości nadziewane szpinakiem.
Oprócz klasycznych dań królują tu także różnego rodzaju pizze i pasty. My skupiliśmy się głównie na makaronach i tak jedliśmy: penne arrabiata (sos pomidorowy z dużą ilością czosnku w plasterkach i papryczek chilli – tak samo dobre jak ostre, a było baaardzo ostre), penne sauce (jak się później okazało był to sos z królika podawany z jego wątróbką), ravjul (ravioli nadziewane maltańskim serem ricotta), penne z kremowym sosem z kalafiora, spaghetti z kawałkami ośmiornicy (zabarwione atramentem z ośmiornicy – z tego dania chyba jestem najbardziej zadowolona, bo od dawna polowałam na makaron/ryż zabarwiony tuszem z ośmiornicy, no i w końcu znalazłam) oraz wiele innych.
Każda restauracja w swojej ofercie posiadała set menu, czyli pełny posiłek składający się z przystawki, dania głównego z dodatkami, deseru oraz lampki wina. Skusiliśmy się na taką ucztę, trochę obawiając się, czy zdołamy to wszystko zjeść. Jednak lekkie śniadanie, i właściwie niejedzenie przez resztę dnia, sprawiło, że posiłek pokonał nas pod koniec, a nie w połowie jedzenia 🙂
Na przystawkę wybraliśmy prawn cocktail, czyli koktajl krewetkowy i minestrę (włoską zupę warzywną). Danie główne stanowił udziec jagnięcy z sosem miętowym oraz wołowina podawana z Yorkshire pudding. Na deser wzięliśmy po kawałku kruchego ciasta z owocami leśnymi.
Przekąski
Naszym głównym źródłem przekąsek były kioski „Pastizzerie”, w których można było kupić wiele bułeczek drożdżowych i z ciasta francuskiego, z różnym nadzieniem: mięsnym, serowym, z pieczarkami, warzywami, groszkiem i kurczakiem, oliwkami oraz ich miksy. Bardzo smakowały nam: pastizzi, cornish pasty, minicalzone, chicken pie i qassatat. Oprócz bułeczek można było tu dostać wyżej wspomniane domowe pizze, timpany (porcje makaronu) czy lasagne.
Lekką przekąskę stanowi tutaj również focaccia (dostępna w wersji z pomidorami, rozmarynem lub oliwkami) i kanapki na ciepło. My spróbowaliśmy bagietki oraz ftiry.
Ze słodkich przekąsek dość popularne były croissanty (z marmoladą lub nutellą), cannoli, qubbajt (maltański nugat), lody (sprzedawane na gałkę, polecam połączenie czekolady z pomarańczą) oraz sałatki owocowe.
Popularne są tutaj także fast foody. Jeśli macie ochotę na hamburgera, warto kupić go w restauracji lub specjalnych food truckach. Przyrządzany na miejscu, jest świeży, duży i najczęściej podawany z porcją frytek.
Napoje
Na pierwszym miejscu należy chyba wspomnieć o wodzie, którą pije się tu litrami. Jeśli chodzi o inne butelkowane napoje, to niczym się nie różnią od tych u nas. Popularne marki są dostępne także na Malcie. Dodatkowo w sklepach istnieje spory wybór zimnych napojów, przygotowanych z różnego rodzaju owoców: bananów, mango, liczi, ananasów, limonek, kokosu, cytrusów (można wymieniać w nieskończoność). Pragnienie doskonale gasi lokalny napój „Kinnie”. Jest to lekko gazowany napój o słodko-gorzkim smaku – coś jak grejpfrutowa cola. Gorzki smak zawdzięcza pomarańczy chinotto oraz mieszance ziół i przypraw.
Malta to raj dla kawoszy. Bardzo prężnie działa tutaj wiele cukierni i kawiarni, proponujących różne rodzaje kaw. Najtrudniej jest jednak znaleźć taką kawiarnię, która serwuje frappe lub jakąkolwiek kawę mrożoną. Myślałam, że w kraju, w którym jest tak gorąco, mrożona kawa to standard. Niestety trzeba za nią trochę pochodzić.
Do lokalnych alkoholi można zaliczyć piwo „Cisk”. Klasyczna wersja piwa jakoś nie przypadła nam do gustu. Za to stałam się fanką wersji „Chill Berry”. Oprócz piwa, Malta posiada wina. Na spróbowanie kupiliśmy sobie po butelce białego i czerwonego. Były dobre, ale jakoś mnie nie porwały.
Następnym razem
Mimo że codziennie jedliśmy coś innego, niestety nie udało nam się spróbować wszystkich tradycyjnych dań. Chętnie spróbowałabym jeszcze wielu potraw, takich jak: aljotta (zupa rybna z dużą ilością czosnku, podawana z ryżem), brugiel mimli (nadziewany bakłażan), kappunata (jednogarnkowe danie z oberżyny, kaparów, czosnku, papryki, pomidorów i cukinii), kusksu (bób w sosie pomidorowo-cebulowym). Następnym razem to właśnie te dania będę zamawiać w pierwszej kolejności!
Mapa
Loading map...
p